Garri Kasparow: furia mistrza świata (część 2)

Przed symultaną: Garri Kasparow z Andrzejem Filipowiczem / fot. z archiwum Andrzeja Filipowicza

W latach swojej świetności Garri Kasparow był jak Mickiewiczowski bóg wojny, który „rzucał grom po gromie”. Miałem okazję zobaczyć i usłyszeć te gromy, kiedy wziąłem udział w warszawskiej symultanie z mistrzem świata w czerwcu 1991 r. Po wspomnieniach na temat przedbiegów tej imprezy, tym razem opowiem o tym, co się działo, kiedy mistrz świata przystąpił do akcji.

Pierwsze, co rzucało się w oczy, to energia bijąca z tego człowieka, kontrastująca z opinią o szachistach, którzy – w potocznym mniemaniu – są flegmatyczni i wycofani. W tym przypadku było zupełnie inaczej: mieliśmy do czynienia z ekspansywnym jegomościem, który rzucił się na nas jak bokser, dążący do knock-outu w pierwszej rundzie.

Zawrotne tempo

Kiedy symultana ruszyła, Kasparow wykonywał swoje ruchy w tempie błyskawicy i w ten sam sposób pokonywał drogę między stolikami. Skądinąd jest to najlepsza strategia dla symultanisty, o ile jego wiedza jest wielokrotnie większa od wiedzy przeciwników. Taki gracz – w początkowej fazie partii – jedzie schematem, który jest mu dobrze znany, a delikwenci po drugiej stronie szachownicy muszą się często głowić. Kiedy mają niewiele czasu, popełniają więcej błędów.

W mojej partii, na dystansie pierwszych 10-13 ruchów, mistrz świata poświęcał nie więcej niż trzy sekundy na jedno posunięcie, a u innych było podobnie. Wobec tego sytuacja wyglądała następująco: Garri Kimowicz podchodził do mojej szachownicy, ja wykonywałem swój ruch, on bez namysłu odpowiadał, a po ok. minucie był z powrotem i oczekiwał kolejnego ruchu ode mnie.

Zgodnie z ogólnie przyjętą konwencją, mistrz, jako symultanista, grał białymi. Rozpoczął od 1.c2-c4, odpowiedziałem 1…Sf6, a potem przeszliśmy do obrony królewsko-indyjskej z wyjściem białego gońca na „g2” (fianchetto) i pchnięciem e7-e5 po stronie czarnych. Kiedy skończyła się faza debiutowa, symultanista trochę zwolnił, ale nadal grał szybko. Nie mógł już korzystać z zasobów swojej pamięci, a więc znajomości wariantów „ruch w ruch”, ale jego wiedza była – i nadal jest – dużo szersza i głębsza. Dla szachisty, który zajmuje się tym sportem na serio, sprawa jest oczywista: mistrz świata miał też w głowie schematy gry środkowej, a poza tym czerpał z kolosalnego wyczucia pozycji i ogólnie podziwianych umiejętności kalkulacyjnych.

Problemy symultanisty, ale nie każdego

Wielki trener Mark Dworecki napisał kiedyś, że symultanista – z natury rzeczy – gra powierzchownie. Opiera się na wiedzy i technice, ale nie ma szans na wgryzienie się w detale pozycji, zwłaszcza wtedy, kiedy wymaga ona liczenia skomplikowanych wariantów („ja tu, on tu, ja tu” itd.). Być może coś w tym jest, ale podczas partii zupełnie tego nie zauważyłem.

Dopiero dziś, kiedy przeanalizowałem ten pojedynek z pomocą komputera, dostrzegłem w grze Kasparowa drobne niedociągnięcia. W jakimś momencie postawił na niepotrzebną profilaktykę, w innym zaś lekko przeszarżował… ale – ogólnie rzecz biorąc – żadnych wielkich błędów nie zrobił. Poza tym, choć miał 25 razy mniej czasu do namysłu niż ja, w tych elementach, które są z zasady trudne dla symultanisty – bił mnie na głowę. Wystarczył mu błysk oka, by wyłapać kluczowe subtelności taktyczne, a ja – bez wielkich sukcesów – myślałem nad nimi po parę minut przed każdym posunięciem.

Stracone szanse

Dało się też zauważyć to, co było zmorą konkurentów Kasparowa w zawodach arcymistrzów. Jego styl gry korespondował z ekspansywnym sposobem bycia: atak, atak i jeszcze raz atak. W naszej partii mistrz świata robił całą grę, a ja – przede wszystkim – odpowiadałem na jego groźby. Poza tym wykonywałem ruchy, które wyglądały racjonalnie, ale nie miały tego pazurka, który był potrzebny do zatrzymania pędzącej lokomotywy.

W końcowej fazie partii przeszedłem obok dwóch szans na ratunek. Kiedy mistrz świata wpakował się skoczkiem na centralne pole „d5”, atakując wieżę na „b6”tchórzliwie tego skoczka wymieniłem, bo bałem się odejść wieżą pod roentgen gońca z „g2”.

G. Kasparow – P. Kaim

Pozycja po 29. pos. białych

Należało grać 29…Wb7!, nie bojąc się wariantów w rodzaju 30.Sf6+?! Sxf6 31.Wxe6 fxe6 32.Gxb7 Hxb7 33.Hxf6 Hf3 i białe muszą dawać wiecznego szacha z uwagi na to, że ich król jest nagi.  Zagrałem jednak 29…Gxd5?! i na „d5” wlazł biały goniec, który mnie wkrótce wykończył.

Był jeszcze jeden ważny moment. Trzy ruchy później mistrz świata wtargnął do mojego obozu wieżą, dając szacha po 8. linii. Mogłem się zasłonić skoczkiem lub wieżą. Widziałem, że po ruchu skoczkiem białe mogą przejściowo ofiarować gońca, co – w zależności od mojej odpowiedzi – prowadzi do mata lub straty jakości. Dlatego odrzuciłem tę możliwość. A tymczasem pójście tym torem byłoby dla mojego przeciwnika wyjątkowo niekorzystne: mógłbym oddać jakość i dostać pozycję bliską remisu…

Pozycja po 33. pos. białych

Należało grać 33…Sf8!, nie obawiając się 34.Gxf7+?, bo 34…Hxf7! (34…Kxf7? 35.Hf6+ z matem) 35.Hxb6 Hxf4 i czarne powinny ustać.

Inna sprawa, że mistrz świata nie musiałby się w to pakować, bo mógł wykończyć swój atak inaczej (najlepsze: 34.He4! z groźbami 35.Hxg6+ i 35.He8). Niemniej, musiałby ominąć małą rafę, a w warunkach symultany znalezienie prawidłowej kontynuacji byłoby dla niego jakimś wyzwaniem. Nie postawiłem go, bo – jak wielu graczy, którym brakuje pewności siebie – odrzuciłem wariant z oddaniem jakości przed doliczeniem go do końca czy nawet do środka.

Ostatni akord

Wybrałem więc „bezpieczną” kontynuację, a więc zasłoniłem króla wieżą… Okazało się jednak, że przejściowa ofiara gońca, której się niepotrzebnie obawiałem w innej sytuacji – po moim ruchu jest kończąca. Kiedy Garri Kimowicz zobaczył, co zagrałem, pomyślał jakieś 15-20 sekund, podrzucił głowę, zerknął w sufit, doskoczył do szachownicy i… brzdęk! Byłem ugotowany. Mistrz świata wykonał jeszcze 4 posunięcia i poddałem partię.

Pozycja po 33. pos. czarnych

Nastąpiło 34.Gxf7+! Kxf7 35.Wa7 Wc8 (clou sprawy polega na tym, że po 35…Wb7 jest 36.Hd5+ i ginie wieża) 36.Wxc7+ Wxc7 37.Hxd6 Wc4 38.f5 1-0.

Poza wspomnieniami z tej partii zostało mi m.in. pamiątkowe zdjęcie, zrobione tuż po tym, kiedy dostałem kończące uderzenie na „f7”. Zdjęcie ukazało się w miesięczniku „Szachista”. Dzięki panu Andrzejowi Filipowiczowi, redaktorowi tegoż miesięcznika, możemy je udostępnić czytelnikom infoszacha.

Po tym ruchu byłem ugotowany / fot. z archiwum mm. Andrzeja Filipowicza

Blef uchodzi bezkarnie

Towarzystwo z innych stolików – w przygniatającej większości – miało tyle samo szczęścia co ja. Ogółem, na 25 partii symultanista wygrał 21, a pozostałe 4 zremisował. Wśród tych, którzy przegrali, znalazł się m.in. Artur Jakubiec, dzisiejszy arcymistrz i znakomity trener. Fragment jego partii został potem opublikowany bez komentarza w miesięczniku „Szachista”. Na oko sprawa wyglądała tak, że Artur padł ofiarą kolejnego, bezbłędnego ataku Garriego Kasparowa, który rozbił pozycję czarnego króla za pomocą swoich firmowych, efektownych ofiar.

Przyjrzałem się temu dokładniej wraz z Łukaszem Dworakowskim podczas turnieju w Polanicy, który był rozgrywany dwa miesiące później. Poświęciliśmy kluczowej pozycji godzinę i nijak nie mogliśmy zrozumieć, dlaczego Artur nie wziął jednej z poświęconych figur. Atak Kasparowa wyglądał groźnie, ale uznaliśmy, że gdyby nasz kolega wziął tę figurę, to białe – by użyć rosyjskiego powiedzonka – „zostałyby u rozbitego koryta”. Po latach usłyszałem od Artura to samo. Innymi słowy, bóg wojny blefował, a jego przeciwnik nie miał odwagi, by go sprawdzić. Reputacja króla kombinacji, skrzyżowana z pewnością siebie, jaką mistrz świata okazywał każdym gestem – działały paraliżująco.

Zapis partii Kasparow – Ciemniak / fot. Bolesław Ciemniak

Wśród graczy, którym udało się zremisować był m.in. późniejszy arcymistrz Marcin Kamiński oraz późniejszy mistrz międzynarodowy Robert Ciemniak. Ojciec Roberta, pan Bolesław Ciemniak, zachował zapis partii syna i udostępnił jej zdjęcie na facebooku. Uczynił to kilka dni po mojej pierwszej publikacji na temat symultany. Przypadek? – Nie sądzę…

A gdzie tu furia Garriego Kasparowa? O tym będzie… w następnym odcinku!

Piotr Kaim – mistrz krajowy oraz instruktor; prowadzę szachowe zajęcia online – indywidualnie i w grupach;

kontakt: piotrkaim@op.pl oraz Piotr Kaim Online Chess Lessons

2 Komentarze

    • Pana recenzje są bardzo miłe. Zachęcają do sprawnego napisania części trzeciej. Niestety, więcej być już nie może 🙂 Najlepsze pozdrowienia, PK.

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany.


*