Infoszachiści w rozjazdach – z pamiętnika amatora (3)

fanpage turnieju na Facebooku

Witajcie!

To już ostatni odcinek z serii dotyczącej moich przemyśleń i partii granych na turnieju w Łazach. Z powodu gorszego samopoczucia musiałem przełożyć publikację artykułu na dziś, za co bardzo przepraszam. Na pewno powrócę z tym formatem przy okazji kolejnych turniejów szachów klasycznych granych przeze mnie. Kiedy dokładnie – tego niestety nie wiem.

W planach miałem wrzucić dzisiaj jedynie partie z rund od 4 do 7, a pominąć ostatnie dwie z tego względu, że padły w nich szybkie remisy, jednak z redaktorskiego obowiązku umieszczę je tutaj, jednak bez głębszych analiz.

IV runda

Przyszło mi w niej zmierzyć się z Kacprem Łabęckim (1291). Od początku turnieju planowałem, że w którejś partii zagram coś zaskakującego i padło właśnie na tę opisywaną teraz. O swoim przeciwniku wiedziałem tylko tyle, że jest groźnym rywalem i na pewno nie będzie to łatwy pojedynek. Nie znalazłem także w bazach oraz turniejach z zapisanymi PGNami na Chessarbitrze żadnych partii przeciwnika w debiucie, który planowałem zagrać.

Po partii rozmawiałem z przeciwnikiem na temat jej przebiegu i przyznał, że nie widział planu i możliwości przebicia się swoim królem. Tymczasem pozycja jest kompletnie przegrana, ponieważ skoczek ma zabójczą siłę w tego typu końcówkach, a moje figury są ograniczone i nie ma możliwości jakiejkolwiek kontrgry. Byłem niezadowolony z przebiegu partii, zaskoczenie się ewidentnie nie udało, i miałem świadomość, że właściwie to nie ugrałem remisu, tylko został mi on podarowany przez przeciwnika.

V runda

Moją rywalką w niej była Matylda Szczotka (1332). Na tę partię nie poczyniłem większych przygotowań, stwierdziłem, że dobrym wyjściem będzie grać swoje i atakować. Miałem bardzo bojowe nastawienie, które było widoczne od początku partii. Pomimo tego, że atak był nie do końca poprawny, byłem z niego zadowolony ( w końcu gra człowiek, a nie komputer), więc z ludzkiego punktu widzenia trzeba było długo myśleć i grać dokładnie żeby odpierać groźby.

Byłem bardzo zadowolony, bo zrealizowałem założony przed partią cel i zagrałem agresywnie. Po pięciu rundach miałem na koncie 4 punkty i byłem w ścisłej czołówce turnieju. Niestety, była to ostatnia wygrana w trakcie tego wyjazdu (nie licząc bardzo udanego turnieju piłki nożnej, który wraz z drużyną z Radkowa zwyciężyliśmy nie przegrywając żadnego meczu)

VI runda

Po raz pierwszy (i ostatni) w tym turnieju grałem na transmisji, a moim rywalem był Sławomir Bierła (1448). Wiedziałem, że przeciwnik lubi nieszablonowe ustawienia, na przykład ustawianie pionów na c6, d6, h6 i g5, często nawet tego ostatniego oddając. Spodziewałem się więc ostrej walki, ku mojemu zdziwieniu przeciwnik wybrał jednak spokojniejszą wersję obrony Caro-Kann.

Byłem za bardzo skoncentrowany na tym, aby uzyskać remis, to się na mnie zemściło. Bałem się grać aktywnie właśnie z powyższego powodu, przeciwnik w bolesny sposób mi udowodnił, że niestety w taki sposób nie można się bronić (bardzo pasywną grą). Ktoś kiedyś powiedział, że „najlepszą obroną jest atak”. Kompletnie o tym zapomniałem w tej partii, jednak wyciągnąłem cenną lekcję i w przyszłych turniejach będę się tym kierować.

VII runda

Skojarzony zostałem z juniorem z rocznika 2010 – Jakubem Prokopiukiem (1302). Byłem więc nastawiony na tę partię dość bojowo i znowu planowałem zaskoczenie, gdyż wiedziałem, że na pewno zawodnik z tego rocznika gra głównie podstawowe debiuty. Myślałem głównie nad 1.Sc3 i 1.b4, koniec końców zdecydowałem się na tzw. Orangutana. Zejście z szablonowego grania okazało się dobrym pomysłem, jednak moja głupota i granie „od ręki” po uzyskaniu lepszej pozycji spowodowały, że mój rywal zainkasował cały punkt.

To była moja największa podstawka w tym turnieju, pozbawiła mnie ona jakichkolwiek szans na normę czy walkę o czołówkę, nastąpiło pewnego rodzaju podłamanie psychiczne. Można by rzec, że trochę się „obraziłem” na szachy, bo uznałem, że granie w takim stanie na 100 procent będzie bardzo trudne i chciałem dwie ostatnie partie szybko zremisować i grać bez przygotowania. Nikomu nie zalecam tego podejścia, wiem, że było ono błędne, jednak celem tego formatu było też to, żebyście Wy, Czytelnicy, uczyli się na moich błędach i ich nie powielali, więc teraz o tym piszę.

VIII runda

Zmierzyłem się w niej z Zuzanną Matusik (1235). Tak jak wspominałem, nie czułem się zbyt dobrze, więc dwie ostatnie partie grałem bez przygotowania, grałem to, na co akurat miałem ochotę, z remisowym nastawieniem.

IX runda

Moją rywalką była Weronika Śliwicka (1220) – młodsza siostra WIM Alicji Śliwickiej i CM Damiana Śliwickiego. Wiedziałem, że może być dobrze przygotowana, dlatego zdecydowałem się zagrać 1.d4 i próbować uzyskać pozytywny (lepszy od porażki) rezultat w taki sposób.

Podsumowanie turnieju

Mając szósty numer startowy straciłem 92 oczka w rankingu FIDE i zakończyłem zmagania na 42 miejscu z wynikiem 5/9. Była to dla mnie porażka, ze względu na to, że moim celem było miejsce w czołowej dziesiątce, zwłaszcza, że po pięciu rundach nic nie wskazywało na to, że nie uda się go zrealizować. Jeżeli chodzi o wyniki zarówno całej grupy B, jak i pozostałych grup, to zapraszam do artykułu Emilii Dyląg.

Jak to powiedział jednak jeden z moich redakcyjnych Kolegów – psychika ludzka to dziwny twór. Nie zawsze jesteśmy w stanie grać na 100 procent i wiem, że każdemu szachiście zdarzają się gorsze turnieje. W tym roku planuję jeszcze grać w turniejach klasycznych, więc na pewno pojawią się jeszcze artykuły pisane w podobnym stylu jak te.

Dajcie znać, jak czytało się te artykuły, czy warto wrzucać coś podobnego w przyszłości i co ewentualnie można zmienić. Wszystko jest pisane dla Was – więc wszelkie sugestie o poprawie formatu będą rozpatrzone 😀

Cieszę się bardzo, że mogłem się podzielić z Wami chociaż w pewnym stopniu swoim tokiem myślenia czy sposobem przygotowania na poszczególne partie.

Do „zobaczenia” niebawem! 😀

O Aleksander Wilk 4 artykuły
Siedemnastoletni szachista z bardzo entuzjastycznym podejściem do życia. Poza szachami interesuję się historią, podróżami i szeroko pojętym sportem. Chciałbym pokazywać szachy z perspektywy zawodnika o niskim rankingu, który kocha to co robi.

6 Komentarzy

  1. Bardzo dobra robota! Świetnie się czytało – nie tylko sucha „statystyka ciosów”, ale też emocje :-).

  2. Bardzo fajny artykuł. Nie wielu szachistów chce opisywać swoją grę. Tym bardziej należy docenić to co robisz. Z niecierpliwością oczekuję kolejnych artykułów.

    • Dzięki 😀 na pewno będzie cała seria we wrześniu, niewykluczone że coś szybciej (rozważam granie w klasyku w ten weekend)

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany.


*