W Innsbrucku norma…ponad normę!

Ceremonia zakończenia. Od lewej: Ivonne Ladner (organizator), GM Erik Van Den Doel (2. miejsce), GM Gevorg Harutjunyan (1. miejsce), FM Piotr Piesik (3. miejsce), Giorgio Gugler (organizator)

W te wakacje moje plany turniejowe mocno ewoluowały. Z udziału w pardubickim Czech Open wyeliminowały mnie obowiązki zawodowe, potem ze względów logistycznych zrezygnowałem z turnieju w Splicie. Ostatecznie zdecydowałem się odwiedzić stolicę Tyrolu, która okazała się bardzo ciekawym miastem – Alpy otaczają je niemal ze wszystkich stron, a jednak nie brakuje tam ciekawych sposobów na spędzenie wolnego czasu, również latem. Koszty pobytu okazały się nie aż tak wysokie – ceny żywności były wyższe niż w Polsce, ale do przyjęcia, natomiast dzięki serwisowi Airbnb zakwaterowanie było bardzo tanie (jak na Europę Zachodnią). Nawet konieczność dojeżdżania (ok. 6 km) na salę gry autobusem okazała się zaletą – udało się zobaczyć spory kawałek miasta, a transport publiczny, chociaż drogi, był wart swojej ceny. Rozpoczynanie gry o 16:00 dało szanse spacerów i zobaczenia np. skoczni narciarskiej Bergisel.

Lista startowa gwarantowała dobre szanse na normę na mistrza międzynarodowego, co było moim głównym celem na ten turniej. Przyjechało 9 arcymistrzów, zarówno doświadczonych, jak i stosunkowo młodych. Listę otwierał Erik van den Doel z Holandii przed Chorwatem Mladenem Palacem. Chociaż nie było zawodników z rankingiem 2600+, niektórzy z obecnych już tą granicę przekraczali, zatem wysoki poziom był zagwarantowany. Ja startowałem z numerem 18., ale ograniczenie rankingowe Openu A (od 2000, z nielicznymi wyjątkami) oznaczało niełatwe partie od pierwszej rundy. Remis z najstarszym uczestnikiem turnieju nie był wymarzonym wynikiem, ale pewnym wytłumaczeniem jest mój przyjazd do Innsbrucka zaledwie 4 godziny przed rozpoczęciem zmagań. Po dniu wolnym, spędzonym na turnieju blitza (pomysłowo zorganizowanym w centrum handlowym), nastąpił trudny dla wszystkich, dzień z dwiema rundami. Gra miała dość niecodzienny przebieg: w obu partiach po debiucie stawałem gorzej i proponowałem remis, obie propozycje zostały odrzucone i obie partie (pierwszą w końcówce, drugą atakiem na króla) doprowadziłem do wygranych! Do tej pory moja gra nie wyglądała zbyt pewnie, ale po ciężkim początku wypoczęty i dobrze nastawiony mentalnie udałem się na (jak się okazało, przełomową) 4. rundę. Moim przeciwnikiem był bardzo doświadczony rosyjski arcymistrz.

Po tym zwycięstwie (pierwszym w karierze w partii klasycznej z arcymistrzem!), dobrze przygotowany stanąłem do partii z Mladenem Palacem, numerem 2. w turnieju. Wariant, który wybrałem zaskoczył przeciwnika, jednak w grze środkowej okazał się on lepszy. W 6. rundzie powtarzałem czarny kolor, jednak pewnie udało mi się zneutralizować inicjatywę Sergeya Lobanova, utalentowanego IM-a z Rosji. Następna runda okazała się niezwykle istotna w kontekście walki o normę: przeciwnik był niżej notowany i presja była po mojej stronie, ale całą partię ja prowadziłem grę i wygrałem techniczną końcówkę.

Sala gry Openu A

Mój koronny debiut Retiego w tym turnieju funkcjonował całkiem dobrze (3 punkty z 3 partii), ale na partię z Nikitą Meshkovsem, ubiegłorocznym zwycięzcą turnieju, przygotowałem coś nowego: rozpocząłem od 1.d4 co zdezorientowało rywala. Mając czarne, zdecydował się na ostry atak, z oddaniem pionka a następnie figury. Aby osłabić nacisk, zwróciłem część materiału, jednak hetmany pozostawały na desce, a mój król nie miał szans na bezpieczną kryjówkę. Komputer w tym momencie oceniał pozycję jako nieco lepszą dla mnie, ale zaproponowałem remis. Przeciwnik odrzucił ofertę i wydawało się, że dobrze zrobił – po wymianie hetmanów wieża okazała się bardziej mobilna niż moje dwie lekkie figury. Moje piony ginęły jeden po drugim. Mimo wszystko rywal był w dużym niedoczasie, i mając na zegarze sekundy, odszedł królem po szachu na niewłaściwe pole. Spowodowało to, że za mojego ostatniego piona trzeba było oddać wieżę, a potem moje pozostałe bierki zlikwidowały czarne piony. Partię zakończyło matowanie gońcem i skoczkiem (musiałem wykonać to zadanie w oficjalnej partii po raz drugi w ciągu 12 miesięcy – polecam trening!).

Po tej partii całe napięcie ze mnie zeszło: druga norma na mistrza międzynarodowego została osiągnięta z zapasem i walczyłem już (tak mi się zdawało) tylko o jak najlepsze miejsce w turnieju i dodatkowe punkty Elo. Kojarzenie okazało się zarazem dobre i złe: spotkałem się z niemieckim IM-em, który cały turniej utrzymywał się w ścisłej czołówce i nie miał na koncie żadnej porażki. Mogłem trafić na trzech różnych arcymistrzów, ale mój rywal walczył o normę arcymistrzowską i potrzebował wygranej. Przed grą wiedziałem, że remis gwarantuje mi utrzymanie się w nagrodzonej ósemce, jednak moja szybka propozycja została odrzucona.

Turniej blitza w galerii handlowej Sillpark

Po skończonej partii poszedłem do pobliskiego supermarketu zrobić zakupy na podróż powrotną. Wróciłem po jakimś czasie na salę gry i sędziowie zaczęli mi gratulować. Dziękowałem, ale pomyślałem że trochę przesadzają – owszem, wynik zrobiłem świetny, powyżej oczekiwań, ale co takiego się stało?! W końcu sędzia główny powiedział, że zrobiłem normę arcymistrzowską (!). Po tym zdaniu ok. 5 sekund stałem i nie wiedziałem, co powiedzieć. W końcu wykrztusiłem: „Are you sure?” 🙂 To zdecydowanie największy sukces w mojej karierze i najlepszy wynik w turnieju Open szachów klasycznych. Co więcej, punkty przełożyły się na 3. miejsce w ogólnej klasyfikacji, za arcymistrzami: Gevorgiem Harutjunyanem z Armenii i Erikiem van den Doelem z Holandii, którzy lepsi okazali się tylko dzięki Bucholtzowi. Ostatnia runda przyniosła niespodziewane rostrzygnięcie nie tylko na mojej szachownicy: w pojedynku numeru 1. listy startowej z numerem 2. Palac przegrał z van den Doelem po przekroczeniu czasu już w 21. posunięciu! Warto wyróżnić znakomitą postawę juniorów z Azji: 16-letnia Hinduska Aashna Makhija zdobyła 5 punktów oraz normę na mistrzynię międzynarodową, a ponadto jej ranking wzrósł o 150 oczek! W Austrii grałem po raz pierwszy, ale jestem pewien że tam wrócę – organizacja była świetna, a osoby funkcyjne bardzo pomocne. Brakło nieco wentylacji na sali. Mimo wszystko liczę, że nie był to mój „turniej życia” – liczę na dalszy progres w mojej grze.

Link do szczegółowych wyników: http://chess-results.com/tnr335787.aspx?lan=1&art=1&rd=9

Na koniec – choć jest to jedna z ważniejszych kwestii – chcę podziękować Romanowi Tomaszewskiemu i jego żonie, za ich psychiczne wsparcie podczas całego turnieju. Innsbruck jest świetnym miastem z mnóstwem życzliwych osób, ale miło się czasem odezwać po polsku. Szkoda, że Romanowi turniej nie wyszedł,  ale na drobne pocieszenie mogę powiedzieć, że punkt z naszej partii z 3. rundy wykorzystałem najlepiej jak potrafiłem!

Bądź pierwszy, który skomentuje ten wpis

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany.


*